wtorek, 2 stycznia 2018

Nowy Rok Bieży…

Gdy myśl nasza wybiega naprzód w nieodgadnioną głąb przyszłych wydarzeń, gdy już nachyla się ku nam Rok Nowy, zda się nam, że słyszymy skądś, z oddali cichą, melodyjną nutę staropolskiej kolendy, tej, którą od lat tylu śpiewali dziadowie nasi i ojcowie:

„Nowy Rok bieży,
W jasełkach leży...”

Rozbrzmiewała co rok ta kolenda nad polską ziemią, niosła się ponad bezmiarem śnieżnych pól, płynęła ponad borami świerkowemi i ponad miastami, kołatała do okien domów, dopominała się o posłuch, nawoływała:

„Dzieciątko małe.
Dajcie mu chwałę...”

I chwalili dziadowie nasi, chwalili ojcowie to Dzieciątko małe, bo mówiły im serca, że Potęga wszechmocna i nieogarniona, która się w Nie wcieliła, aby dać ludziom dobrej woli pokój na ziemi – miłuje nas i czuwa nad nami i pragnie nas ocalić od złej woli. Witali tedy Nowy Rok Boży z ufną radością, wierząc, że złe mija, a dobre stoi już za progiem, że Mądrość nadludzka nie poto stworzyła świat by dać mu marnie zginąć, i że ta Mądrość – po wielkim, burzliwym oceanie historji – steruje okręt ludzkości ku spokojnej, szczęśliwej przystani.

Rozpoczynali Rok Nowy, zapominając o wszystkich troskach i brzemieniach, które Rok stary, strudzony dziad ze srebrzystą brodą, podźwignął na swoim grzbiecie i poniósł gdzieś w przeszłość, w uciszenie. Pamiętali już tylko o tem, co się w tym minionym okresie przydarzyło dobrego i pożytecznego, zapamiętali o zdobyczach i dokonanych dziełach, czując, że czas cierpliwy gromadzi je wszystkie, ziarnko do ziarnka, nie dając się zmarnować żadnemu.

Bo mieli już za sobą wielki dzień Narodzenia Bożego, błyszczała już nad nimi latarnia nadziei, jutrznia lepszych czasów, gwiazda Trzech-królowa i przełamali się już białym zbożnym opłatkiem przy wigilijnym stole. Jakże mieli zwątpić o jutrze, gdy oto sam Bóg przyszedł na ten padół płaczu, aby nas zbawić, gdy u wstępu do nowego Bożego Roku Dzieciątko małe uśmiechało się do nich i wznosiło rączkę, błogosławiąc „Ojczyznę miłą, dom nasz i rodzinę całą, I wszystkie miasta z wioskami”, gdy Słowo ciałem się stało, aby zamieszkać na wieki pomiędzy nami.

I dobrze czynili dziadowie i ojcowie nasi, ufając i wierząc. Mijały wprawdzie rok po roku ponure lata niewoli, ale promień nadziei nie gasł nigdy ponad „ziemią mogił i krzyżów”. Pastwił się wróg nad nami, świstały kozackie nahajki po brukach Warszawy, szły na Sybir długie korowody wygnańców, ale mądre, wszystkowiedzące oko Opatrzności nie odwracało się od orłów polskich i od sztandaru, wiejącego barwą białą i amarantową. I krąg lat przetoczył się nad światem, a Nowy Rok Boży nie opóźnił się, nie zawiódł, przyszedł do nas w czasie zgóry oznaczonym, dał nam „godzinę wołaną”. Wstała Polska z grobu i zajaśniała blaskiem dawnej swojej potęgi.

Czemże jest, w porównaniu z tem wiekopomnym wydarzeniem, z tym triumfem Opatrzności i sprawiedliwości Bożej okres rozterek wewnętrznych, jakiśmy przed rokiem 1926 przeżywali? Czemże jest w porównaniu z niem tych parę lat chudych, które kazały nam przycisnąć pasa, nauczyć się oszczędności, hartu duchowego i wytrwania? Jeśliśmy znieśli zwycięsko próby tak straszne, jak upadek Rzeczypospolitej, jej poniżenie i potoki krwi przelanej na pobojowiskach powstańczych, zniesiemy i te niedomagania i ciężary, jakiemi obarcza nas szalejący nad całą ludzkością cywilizowaną, kryzys światowy.

Ponad wszystkiemi rachubami ludzkiemi jest jeszcze miljard gwiazd w niebie nad nami, miljard gwiazd wywołanych z nicości do bytu Wolą Bożą i krążących po nakreślonych orbitach z nieomylną dokładnością, w idealnym, harmonijnym ładzie. I ten ład w niebiosach ponad nami, ten ład w mikrokosmosie atomów, jaki odkryła nam nauka współczesna, wreszcie ta ufność dziecięca, jaką napawa nas niewygasłe poczucie wszechobecności Bożej, – one to każą nam iść naprzód, z podniesionem w górę czołem, naprzekór złowróżbnym krakaniom pesymistów, pracować i tworzyć, podnosić się z upadków, opatrywać krwawiące rany i budować, budować, budować.

W jakichże czasach dano nam żyć, nam prawnukom czwartaków z grochowskiej Olszyny, wnukom powstańców z 63 roku, synom epoki heroicznych walk niepodległościowych! Cóżby zato dali ci, którzy przed stu laty śpiewali wokoło smutnej emigracyjnej choinki na paryskiem wygnaniu, gdyby im dano oglądać te lata historyczne, ten „dzień krwi i chwały”, który naprawdę „dniem wskrzeszenia był”. Cóżby oni dali za to, gdyby to ich właśnie, a nie nas powołano do radosnego trudu wmurowywania w polską ziemię fundamentów pod gmach narodowej potęgi, pod państwo niepodległe. Czy żegnaliby z pogardliwym gniewem ten rok tysiąc dziewięćset trzydziesty trzeci, który dał Polsce tyle chwil jasnych i świetnych? Przecież to w tym roku właśnie imię Polski rozsławiło się po szerokim świecie, jako obrończyni pokoju i ładu. Przecież to w tym roku największe mocarstwa z szacunkiem i zdumieniem patrzeć poczęły na poczynania naszej polityki zagranicznej. Przecież to w tym roku o przyjaźń naszą i o sąsiedzki mir ubiegać się zaczęła Rosja sowiecka i Niemcy Hitlera. Przecież w tym roku odporność nasza wobec kryzysu gospodarczego doszła do najwyższego napięcia, w tym roku biedny, skołatany kraj sypnął setki miljonów na Pożyczkę Narodową, w tym roku kpt. Skarżyński przeleciał Atlantyk, w tym roku świat rozbrzmiał nazwiskiem króla Sobieskiego, zbawcy chrześcijaństwa, triumfatora spod Wiednia. Jakże daleko od tych czasów, gdy bito nasze dzieci za polską mowę, gdy hulały Hurki i Apuchtiny, a Warszawa leżała w Rosji, jako prowincjonalne miasto imperjum ciemiężczego. A dziś? I to ma być ten zły Rok Stary, ten przeklinany rok 1933-ci?

Podajmy sobie ręce, stańmy kołem wokół świątecznie rozświetlonych choinek, „zestrzelmy myśli w jedno ognisko, i w jedno ognisko duchy”. Ułożymy mur z naszych piersi, mur ze spiżu. Ułożymy łańcuch z naszych serc, łańcuch, którego nikt i nic nie rozerwie. I cieszmy się, że jesteśmy Polską, Polską pod własnemi orłami, Polską rosnącą w moc i sławę, opoką nowego ładu na ziemi. Cieszmy się, że jest Mądrość, która czuwa nad sprawami ludzkiemi, jest Sprawiedliwość, która poprzez klęski i próby prowadzi zawsze do zwycięstwa tych, którzy walczą w słusznej sprawie. Radujmy się, że dane nam jest oglądać dni chwały, w których uczestniczyć pragnęli dziadowie nasi i ojcowie. Ślubujmy sobie wytrwałą wierność wielkim ideałom narodowym, wielkim celom państwa, światowemu posłannictwu historycznemu, jakie otwiera się przed nami.

A wierząc w rozumność wszystkiego, co przysposobił Bóg światu, wierząc, że nasza energia twórcza i nasza dobra wola wyda zawsze obfite owocne plony, że gwiazda betleemska świeci nad nami i prowadzi ludzkość tam, gdzie będzie szczęście i pokój i przymierze nasze z Bogiem, – podejmujemy pełnemi piersiami, potężnym tchem radości, tę pieśń, którą śpiewali przodkowie:

„Nowy Rok bieży,
W jasełkach leży...”

Artykuł wydrukowany w miesięczniku – Kolejowe Przysposobienie Wojskowe nr 1 ze stycznia 1934 roku.

Artykuł opracował i nadesłał Józef Szlaga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz